poniedziałek, 27 maja 2019

Na tropie sentymentu - Recenzja „Pokémon: Detektyw Pikachu”


Blog to w głównej mierze akumulacja moich recenzji i dłuższych tekstów. Po codzienne memy, newsy i krótkie formy, wpadaj na: https://facebook.com/OstatniNaSali

No nie powiem, całkiem w porządku to „Pokémon: Detektyw Pikachu”. Duża w tym zapewne zasługa samego marketingu, bo materiały promocyjne raczej nie zapowiadały nam wielkich niesamowitości, toteż dostaliśmy produkcję taką, jakiej można się było spodziewać. W skrócie - jest rzetelnie, ale bez szału.

Choć film ma kilka naprawdę solidnych zalet. Jako pierwszy rzuca się w oczy świat. Twórcom udało się stworzyć całkiem realistyczny obraz uniwersum, w którym pokemony żyją ramię w ramię z ludźmi, bez uciekania w jakieś abstrakcyjne twory rodem z taniego sci-fi w którym nic się nie klei. To co widzimy na ekranie, to w sumie najbardziej sensowne wyobrażenie tego, jak wyglądałby nasz świat gdyby wrzucić do niego te fikcyjne stwory.

A jak już o stworach mowa, to dostajemy tu kawał, naprawdę dobrej, graficznej roboty. Wszystkie pokemony są tu takim złotym środkiem pomiędzy próbą ich maksymalnego urealnienia, a zachowaniem wyglądu i aury rysunkowych odpowiedników. Disney ucz się. Największą robotę robi tu oczywiście tytułowy Pikachu, któremu głosu użyczył Ryan Reynolds, i który jest chyba głównym, komediowym katalizatorem całego filmu. I pochwały należą się tu zarówno Reynoldsowi, który nie stara się na siłę odgrywać bohatera, a po prostu jest sobą, jak i scenarzystom, którzy świetnie rozpisali postać żółtego protagonisty.

Oczywiście oprócz wyżej wymienionych pozytywów dostaniemy też dość oklepaną historyjkę, przewidywalne zwroty akcji i mocno generyczne postacie, ale wszystko wykonane jest na tyle prawidłowo, że nawet jak nie sprawia nam to frajdy, to też jakoś specjalnie nie uwiera. Autorom choć daleko do mistrzostwa, to podstawowe obowiązki narzucone im przez kino rozrywkowe spełniają po prostu dobrze.

Trudno nie zauważyć, że film celuje w dość charakterystyczną grupę odbiorców. Ja co prawda nigdy nie byłem jakimś homerycznym fanem Pokemonów, jednakże w swoich szczenięcych latach całkiem ową animację lubiłem i podczas seansu „Detektywa Pikachu” gdzieś podskórnie czułem, że dzięki temu całość sprawia mi dużo więcej radochy niż sprawiłaby komuś, kto całkowicie przypadkiem wstąpiłby akurat na ten seans. Ale kto wie, może do niektórych „przypadkowych” obiorców obraz trafi nawet lepiej? A to dlatego, że twórcy próbowali nie tyle tępo wydoić parę groszy ze znanej franczyzy, co po prostu zrobić jak najlepszy film, na miarę własnych możliwości.

Ocena: 6/10 (wersja z napisami)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz