piątek, 10 maja 2019

Szczekające psy nigdy nie gryzą - Recenzja filmu "Wilkołak"


Blog to w głównej mierze akumulacja moich recenzji i dłuższych tekstów. Po codzienne memy, newsy i krótkie formy, wpadaj na: https://facebook.com/OstatniNaSali

„Wilkołak” staje w rozkroku gdzieś pomiędzy zmurszałym horrorem, a lekko niedbałym dramatem psychologicznym. Niestety brak dopracowania którejkolwiek ze ścieżek sprawia, że nowy film Adriana Panka, zawodzi na obu tych płaszczyznach.

Rok 1945, czasowe przedpole zakończenia II wojny światowej. Z jednego z właśnie likwidowanych obozów zagłady, udaje się uciec bandzie dzieciaków w przeróżnym wieku. Znajdują oni schronienie w rozpadającej się rezydencji niejakiej Jadwigi, która to postanawia przyjąć do siebie całą zgraję, na czas bliżej nieokreślony. Wkrótce posiadłość zostaje otoczona przez chmarę wygłodniałych wilków, i okazuje się ona tylko kolejnym, po obozie, miejscem izolacji naszych bohaterów, gdzie bez dostępu do jedzenia oraz wody, zmuszeni będą do dalszej walki o swój byt.

I jakże intrygująco wygląda to na papierze. Ekranowa rzeczywistość jest jednak dużo bardziej surowa, nie przyjmując wszystkiego tak wdzięcznie jak papier.

Panek rozpoczyna swoją opowieść od ukazania nam bohaterów, którzy po prostu próbują żyć, w prawie że powojennej rzeczywistości. Oto grupka młodych ludzi, którzy swoje wczesne lata spędzili w sąsiedztwie wojny, bólu, głodu i łez, przypomina bardziej kierowane instynktem zwierzęta, aniżeli jakkolwiek akceptowalnych członków społeczeństwa. Jedzą kiedy się da, piją kiedy się da i odpoczywają kiedy się da, bo w ich umysłach wciąż czai się strach, że za chwilę, ktoś może im odebrać nawet to. Obserwujemy więc jak nasi bohaterowie walczą o obierki z ziemniaków, zlizują wodę ze ścian, czy śpią z nożem w ręce, z obawy o własne życie. I całość z początku rzeczywiście robi wrażenie. Niestety jest ono dość złudne. Bardzo szybko zauważamy, że reżyser próbuje nas zaszokować tanim kosztem, a na pierwszym planie pokazuje to, co inni autorzy umieścili by jedynie w tle swoich opowieści. Gdy Roman Polański w „Pianiście”, raczy nas sceną wygłodzonych ludzi zdrapujących z podłogi resztki upuszczonego pokarmu, robi z tego jedynie przystawkę do nadchodzących wkrótce obrazów cierpienia tytułowego bohatera. U Panka, podobne sceny są przez dłuższy czas daniem głównym. Daniem, które dość szybko staje się dla nas niestrawne, bo wszystkie te sztuczki nie zadziałają, jeśli nie zostaną one wsparte mocną psychologią postaci. A ta, jak wszystko inne w tym filmie, jest potraktowana mocno po macoszemu. Najlepiej napisaną postacią jest młody Władek. Jego persona jest o tyle ciekawa, że przez cały film zachowuje on stałą moralność, niezależnie od wydarzeń w jakich bierze udział. Bo choć  sam uciekł z obozu, to obóz najwyraźniej nigdy nie uciekł z niego. Tym samym Władek przechodzi przemianę, ale bynajmniej nie na ekranie, a w naszych oczach, w których to zaczyna jako dość frapująca nas, sympatyczna postać, a kończy, jako najbardziej znienawidzony z całej paczki. Niestety nawet on w pewnym momencie filmu staje się nijaki, a jego losy i zachowania coraz bardziej przestają nas interesować.

Na koniec zostawiłem to, czym ten film miał być od samego początku. Mowa tu o horrorze. Bo podobno miał być on filmem grozy na pełen etat, i dopiero na stole montażowym, twórca podjął decyzję o przemontowaniu całości, by główne akcenty rozłożyć także w rejonach ludzkiej psychologii. Ostatecznie, chyba dobrze że tak się stało. Adrian Panek po prostu nie potrafi straszyć, a jego obraz to jeden wielki festiwal jumpscare’ów. I to jumpscare’ów dość nieudanych. Najazd na okno, głośny dźwięk, coś wyskakuje. Takich scen jest tu od groma. Już dawno nie widziałem horroru, w którym wszystkie przestrachy tak bardzo wynikają z mechaniki ujęć, a nie z rzeczywistej "straszności" danej sekwencji. Nie tak się to dzisiaj robi panie Panek, nie tak.

„Wilkołak” to przede wszystkim zmarnowany potencjał. Ciekawy pomysł i niezła wizja, ostatecznie musiały ustąpić wszechobecnej przeciętności i bezbarwności. A szkoda, bo naprawdę dużo można było z tego wycisnąć. Nie oznacza to jednak, że Adriana Panka należy bezwzględnie przekreślać. Widać, że reżyser ma w głowie poukładanych parę rzeczy, i zostaje tylko liczyć, iż kiedyś przekuje to na filmowy sukces.

Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz