piątek, 8 listopada 2019

Tydzień z Terminatorem | Dzień #5 - Terminatorowe dziwactwa

 
  
Blog to w głównej mierze akumulacja moich recenzji i dłuższych tekstów. Po codzienne memy, newsy i krótkie formy, wpadaj na: https://facebook.com/OstatniNaSali

Gdy cykl o morderczych robotach stała się hitem, masa mniej lub bardziej rozgarniętych biznesmenów próbowała na nim zarobić. Nic w tym dziwnego. Podobny los spotkał niemal każde większe dzieło, które szerokim echem odbiło się gdzieś w popkulturowej świadomości. Przekrój pomysłów był wszelaki. Od tych wybitnych, zrobionych przez zapalonych miłośników, aż po ulepy mające tylko wycisnąć parę dolarów z ludzi gotowych zapłacić za wszystko, co w nazwie posiada tytuł ich ulubionej serii. Oto kilka przykładów:

Terminator 2

Uspokajam, zanim ktokolwiek dostanie zawału. To nie jest ten „Terminator”, o którym wszyscy myślicie. Bo tak się składa, że to wcale nie James Cameron nakręcił pierwszy sequel do filmu z 1984 roku. Zrobili to natomiast Włosi (a dokładniej reżyser Bruno Mattei), oczywiście nielegalnie, a co by uniknąć szlajania się po sądach, przed premierą swojego dzieła w USA zmienili jego tytuł na „Schocking Dark”. Crap był to straszny, całokształtem przypomniał kino klasy B, C czy może i Z, a jego związek z oryginałem, poza robotami, był tak naprawdę nijaki. Fabularnie za to, jest to w większości zrzynka z drugiej części „Obcego”. Zawsze to jakieś nawiązanie do twórczości Camerona, co nie?

Gry

Tych za to było mnóstwo. Co prawda w dzisiejszych czasach gatunek gier robionych na podstawie filmów jest niemalże martwy (choć od czasu do czasu trafi się jakaś wybryk), tak w latach 80-tych czy 90-tych żadna głośna kinowa premiera nie mogła się odbyć bez towarzyszącej jej garstki produktów elektronicznej rozrywki. Duża część z nich to oczywiście twory nielegalnie wykorzystujące znaki towarowe tychże produktów, rozprowadzane gdzieś na pirackich rynkach. Mniejsza niż obecnie globalizacja i będące w powijakach prawo autorskie wielu państw, skutecznie pomagało dorobić wówczas licznym domorosłym informatykom. Jako Polacy również mamy w tym swój drobny udział. Pomijając już absurdy pokroju konsoli „Ending Man Terminator” – będącej po prostu sprzedawaną na naszym rynku, chińską podróbą znanego wszystkim Pegazusa, mieszkańcy kraju nad Wisłą mieli możliwość zmierzenia się z zabójczymi maszynami w wydanej w 1993 roku grze „The Terminator” autorstwa Brothers Production. Produkcja została wydana jedynie na terenie naszego kraju, a gracze walcząc w niej ze Skaynetem odwiedzali takie lokacje jak starożytny Egipt, średniowieczny Malbork czy Warszawa. Cóż, ułańska fantazja.

Komiksy

Tu natłok produkcyjny jest podobny co w przypadku gier, jednakże z oczywistych względów większość z nich to już legalne dzieła bazujące na franczyzie. Nie przeszkodziło to oczywiście w powstaniu takich perełek, jak chociażby wydane przez Dark Horse Comics „RoboCop vs. Terminator", „Superman vs Terminator: Death to the Future” czy też mój ulubiony „Aliens vs Predator vs Terminator”. Nie ma tu oczywiście co szukać dzieł zasługujących na nagrody Eisnera, ale trzeba również przyznać, że nie wszystkie są kompletnymi kaszanami, a część z nich nieźle sprawdza się jako dające chwilową frajdę średniaki.

T2 3-D: Battle Across Time

Któżby się spodziewał, że i dzieło samego Jamesa Camerona trafi na tę listę. „T2 3-D: Battle Across Time” to dwunastominutowy short, będący swoistym technologicznym demem ultranowoczesnego wówczas (rok 1996) kina 3D. Całość puszczana była podczas specjalnych pokazów w Universal Studios z użyciem trzech ekranów, sztucznego dymu, robotów czy niekiedy nawet żywych aktorów krzątających się po scenie. Finalny produkt to niestety nic ciekawego - dość marna krótkometrażówka mająca za zadanie szastać jak największą liczba efektów 3D w publiczność. Za to niezły jest fakt, że jeszcze nie tak dawno temu w studiach filmowych robiono wielkie wydarzenia, ażeby pokazać ludziom rewolucyjną technologię, która obecnie z roku na rok coraz mniej kogokolwiek obchodzi. Poza samym Cameronem oczywiście, który w ciągu najbliższych ośmiu lat ma w planach wydanie czterech kontynuacji „Avatara”.

Parki rozrywki

Co prawda tematyczne rozgrywki „laser tag” były do przewidzenia, tak lekkim absurdem jest powstała w 2009 roku… kolejka górska spod znaku Terminatora, o wdzięcznej nazwie „Terminator Salvation: The Ride”. Przed wejściem do wagoników na odwiedzających czekało nawet krótkie wideo, wprowadzające uczestników w fabułę. Ta zaś opowiadała historię grupki ludzi uwięzionych przez Skynet w wesołym miasteczku, których jedyną drogą ewakuacji jest czekająca na nich kolejka górska. Cóż, scenarzyście chyba za mało płacono. Mało płacili również odwiedzający ludzie park, gdyż zarządzające wszystkim Six Flags zbankrutowało w 2010 roku, a po powrocie na rynek wycofali się ze wszystkich atrakcji bazujacych na cudzych licencjach. Terminatorowy roller coaster jest dostępny u nich do dziś, jednak już pod zmienionym szyldem „Apocalypse: The Ride” (typowi od tytułów też mało płacili).

A dziś człowiek przewraca oczami, gdy widzi w sklepie kubek z Batmanem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz