piątek, 26 lipca 2019

Cierpienia młodego skatera - Recenzja filmu "Najlepsze Lata"/"Mid'90s"


Blog to w głównej mierze akumulacja moich recenzji i dłuższych tekstów. Po codzienne memy, newsy i krótkie formy, wpadaj na: https://facebook.com/OstatniNaSali

W swoim reżyserskim debiucie, Jonah Hill zabiera nas do Ameryki lat 90-tych. Zamiast jednak wystawych alejek Nowego Jorku, czy upalnych plaż Florydy, woli pokazać nam zniszczone getta, gdzie klasa niższa z dnia na dzień próbuje przetrwać, a dzieciaki, od codziennych problemów uciekają w wir imprez lub deskorolkowych szaleństw. Jednym z nich jest Stevie - nieśmiały chłopak, który z powodu przemocy ze strony brata oraz braku znajomych, stara się znaleźć sobie jakieś zajęcie. Okazja nadaża się, gdy przypadkiem wpada on na ekipę lokalnych skaterów. Od tego momentu otrzymujemy historię o zabawie, przyjaźni i dorastania, ale również o znoju wyniszczającego życia, trudnych decyzjach i codziennych problemach.

Filmy o dorastania to w obecnych czasach zawsze trochę tricky motyw. Dziesiątki obrazów powiedziały już w tym temacie niemalże wszystko, a do tego bardzo łatwo wpaść tu w pułapkę ogólnej miałkości i banalności. Jonah Hill na szczęście w miarę unika głównych niebezpieczeństw, a jego historia, choć nie wychodzi zbytnio poza utarte już wcześnie szlaki, to tworzy jednak naprawdę wciągającą i dobrze skonstruowaną opowieść. Dzieciaki i nastolatkowie mierzą się na ekranie z dorosłymi problemami, a całość balansuje pomiędzy słodkim a gorzkim klimatem. Szczególnie ta żąglerka wychodzi tu nad wyraz dobrze. Każdy dramat jest tu szybko balnasowany przez przyjemny widok skaterskich uciech i przyjacielskich zabaw, a Jonah Hill gdzieniegdzie rzuci w nas jakimś komediowy elementem, zawsze w czas rozładuwując zbytnie napięcie. Do tego otrzymujemy również całkiem niezły klimat, biedniejszej części Stanów lat 90-tych. Co prawda reżyser czasem chwyta się tanich trików próbujących łapać nas za sentyment - tu poleci znana muzyczka, tam zobaczymy fragment klasycznego filmu, jednak trzeba przyznać że całokształt daje radę, i łatwo uwierzyć nam w tą właśnie wizję Ameryki sprzed ery Facebooka.

Finalnie "Najlepsze Lata" to naprawdę dobry film o dorastania i radzeniu sobie. Radzeniu nawet nie z problemami, a z własnymi uczuciami które nam przy nich towarzyszą. Podsumowaniem całości jest jedna z ostatnich scen. Jeden z przyjaciół głównego bohatera mówi mu, że ten zawsze przyjmuje na siebie najcięższe "gówno", i że wcale nie musi tego robić. Ale kto wie, może czasem warto? Bo koniec końców, czego byśmy nie przeżyli, to jeśli wciąż jakoś dychamy i wyciągneliśmy z tego wszystkiego lekcję, to może było warto?

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz